Był rok 1725, przez piękne bory i gęste lasy należące w tym czasie do Hrabiego Norberta von Colonna, pana
na zamku w Strzelcach, wędruje niejaki Jaś Skornia, który prawdopodobnie na drodze swojej wędrówki z Czech,
zatrzymuje się nad brzegiem pięknej Małej Panwi.A że była już późna jesień, postanowił przezimować w miejscu
które zapewniło mu jedzenie i bezpieczeństwo.Obfitująca w ryby rzeka i przyjazny las , dawał możliwość
zdobycia pokarmu, dodatkowo odkrył w potężnych dębach możliwość pozyskania miodu z istniejących tam
barci co przekonało go ostatecznie o tym żeby wybudować sobie szałas w którym zamieszkał.Na miejscu tej
można powiedzieć pierwszej budowli, stoi teraz już trzeci dom przy ul. Chopina 4.
Jaś Skornia w swoich rodzinnych stronach był z zamiłowania znawcą pszczelarstwa, więc napotkane
przypadkiem możliwości pozyskania miodu postanowił wykorzystać dla siebie, co spowodowało, że został na
tym miejscu na zawsze.Samotne życie urozmaicił sobie sobie wyprawami do pobliskich Żędowic i Kielczy,
byłych grodów rycerskich powstałych już w latach Kielczan w 1282, a Żędowice w 1328 roku, skąd też
podobno sprowadził sobie żonę. Urzędnicy hrabiego w czasie kontroli lasów, natrafili na zabudowy Jasia
i nakazali mu stawić się przed obliczem Hrabiego.
Kiedy Jaś opowiedział hrabiemu o znajdujących
się tam barciach i o tym, że potrafi je przeobrazić w dochodową hodowlę pszczół, Hrabia pozwolił mu
tam zamieszkać i nakazał mu nawet przeobrażenie barci w normalną, kontrolowaną hodowlę.
W ten prosty sposób Jaś Skornia stał się pierwszym bartnikiem na tym terenie. W tych czasach miód i
żelazo były towarami wymiennymi między hrabstwami, toteż Hrabia Colona uzyskał dodatkowe żródło dostawy
miodu, a Jaś mógł się legalnie osiedlić, rozbudować swoje siedlisko i założyć rodzinę.
W latach 1780-90 Jasiowi przybyli sąsiedzi. Rodzina Filipów specjalistów od wytapiania żelaza z rud
darniowych. Piękna ale niebezpieczna Mała Panew miała brzydki zwyczaj, w okresach dużych opadów deszczu
oraz roztopów śniegu, występowania ze swojego nurtu, w wyniku czego odkryła płytko położone pokłady rudy
darniowej. Te właśnie zasoby naturalne wykorzystali Filipowie do wytapiania żelaza, osiedlając się na
lewym brzegu Małej Panwi w miejscu, które póżniej nazwano ich nazwiskiem Filipolis,
a rok 1790 notowany jest jako rok pierwszej produkcji żelaza.
O miejscu Filipolis, a później Pustki opowiemy w następnym odcinku.
O nazwie Filipolis opowiadają dwie wersje wydarzeń.
Jedna mówi, że nazwa związana była z nazwiskiem
Hrabiego Filipa Collona, zaś druga mówi, że nazwa
tego siedliska wywodzi się od przybyłej tam rodziny
Filipów, którzy zajmowali się wypalaniem węgla
drzewnego potrzebnego do wytapiania żelaza.
Kiedy zasoby rud darniowych się tam wyczerpały,
węglarze przenieśli swoje siedliska na nowe miejsca
do gęstych borów świerkowych stanowiących źródło
pozyskania drewna na węgiel drzewny. Tam też znaleziono
rudę darniową, którą wykorzystano do wytapiania
żelaza. Mała Panew odkryła nowe bogactwo
jakim okazała się w nurcie rzeki szara glina. Wybudowano
tam również cegielnię.
Pozostawione puste siedliska nazwano P u s t k a m i.
Drugim określeniem była nazwa B u d z i s k a (prymitywne
budy, w których Filipowe mieszkali). Nazwa
Pustki, istnieje w języku miejscowej ludności do dnia
dzisiejszego.
Bohater mojego opowiadania Jaś Skornia w swoim
długim bo 92 letnim życiu wychował 7 synów, którzy
rozeszli się po świecie,Najmłodszy syn Aleksander
został na jego ziemi, którą ojciec otrzymał na
własność od dobrego hr. Norberta Collona za zasługi
i dobra pracę jako bartnik. Był to dość spory kawałek
gruntu, bo aż około 5 hektarów, który ciągnie się od
ulicy Chopina, aż do obecnego kanału hutniczego.
Nazwa Świerkle pochodzi prawdopodobnie od
rosnących tam olbrzymich świerków, a dzisiejsza
dzielnica Świerkle określa to historyczne miejsce
.
Hr. Filip Collona po powrocie z 5 letniej podróży po
Europie, postanowił nabyte tam wiadomości o hutnictwie
wdrożyć na swoich włościach reformując istniejące
małe gniazda hutnicze w jeden większy zakład
produkcyjny. To przedsięwzięcie jednak poprowadził
już następca jakim był hr. Renard, który połączył
huty w Kolonowskiem i Świerklańską w jedyny
nowoczesny jak na tamte czasy organizm przemysłowy.
Hr Andrzej von Renard zlecił to zadanie swojemu
generalnemu dyrektorowi Franciszkowi von Zawadzky,
który w 1836 roku nazwał ten zakład za zgodą
hrabiego swoim nazwiskiem Zawadzkiwerk.
Z informacji uzyskanych od Pawła Skorni, który był
potomkiem Aleksandra, wynika również, że z istniejącej
na Świerkli cegielni oraz tartaku, budowano
hutę oraz kościół św. Rodziny, a elementy metalowe
były częściowo wykonane w hucie żędowickiej w tzw.
Klepce (był to młot kuźniczy napędzany kołem wodnym).
Postęp techniczny na ziemiach byłych Collonów
spowodował rozwój siedliska zwanego później
Zawadzkiem, a wraz z nim powstanie warstwy społecznej
tzw. chłoporobotników. W tej przemianie
brał udział mój dziadek Paweł (1854-1952), jego ojciec,
również Jan, syn Aleksandra.
Dla orientacji młodych czytelników w terenie o opowiadaniach,
posłużę się szlakiem mapki obecnego miasta.
Burzliwy rozwój huty spowodował napływ ludzi szukających
możliwości poprawienia swego bytu (inaczej
mówiąc za chlebem), co zmusiło zarządzającego
dyrektora von Zawadzkygo do rozpoczęcia budowy
domów mieszkalnych oraz organizowania tzw. bazy
żywnościowej.
Na hrabiowskich terenach wyznaczono
(coś w rodzaju planu zagospodarowania przestrzennego)
miejsca pod budownictwo mieszkaniowe
oraz tereny do uprawy rolniczej. Takim miejscem
była i jest nadal kolonia gospodarstw po obu stronach
ul. Opolskiej od stacji CPN do Żędowic. Osiedlających
się tam rolników nazwano kolonizatorami
lub kolonistami. Tak powstała nazwa KOLONIA, a że
w każdej społeczności pojawia się człowiek o silnej
osobowości, mający posłuch u innych, a tutaj takim
osobnikiem okazał się niejaki Dawid Böme, na jego
cześć osiedle nazwano KOLONI BÖME. Osadnicy ci
stanowili tzw. zaplecze żywnościowe dla robotników
huty. Pan Böme, jak się okazało, był bardzo pomysłowym
i przedsiębiorczym człowiekiem. Bardzo szybko
zorientował się, ze istnieje bardzo duże zapotrzebowanie
na tzw. usługi budowlane, więc stworzył coś
w rodzaju grupy budowlanej, a następnie firmę budowlaną.
Jego pierwszym dużym zadaniem była, zlecona
przez dyrektora Zawadzkiego, budowa 19. pięciorodzinnych
budynków mieszkalnych dla robotników
huty. Zostały one rozebrane w latach 1986-1989,
a na tym miejscu zlokalizowano dzisiejsze targowisko
miejskie. A że pan Böme był żydem, dzielnicy tej
"przyklejono" przydomek ŻYDOWNIA lub PALESTYNA.
W latach następnych powstały grupy budynków hutniczych jak STARE ZAWADZKIE,
dzisiaj przy ul. Stawowej, Andrzeja i księdza Wajdy (lata 1888),
KLACHOCZ, nie istnieje ani jeden budynek. Na tym
terenie zlokalizowano walcownię rur. Następie 5 chałup,
10 chałup przy ulicach Zielonej, Polnej, Waryńskiego,
niektóre już nie istnieją. Nazwy tych grup budynków
niejednokrotnie powstawały z charakteru
ich zabudowy lub innych charakterystycznych zdarzeń,
jak np. KLACHOCZ. Nazwa wywodzi się od
śląskiego klachania, czyli plotkowania. Nazwa wzięła
się od ławeczek, które stały przed domem, na których
siadało się wieczorem i "obrabiało" się co zacniejszych
mieszkańców Zawadzkiego.
W latach późniejszych,
bo ok.1916 roku wybudowano już 9 całkiem
nowoczesnych jednopiętrowych domów przy
ul. Opolskiej dla tzw. kadry technicznej huty. Dla napływającej
ze Śląska "klasy robotniczej" rozpoczęto
budowę kompleksu domków dwurodzinnych przy
ul. Moniuszki, 1Maja, Mickiewicza oraz Świerczewskiego,
tzw. SIEDLUNGI, które swoją nazwę wzięło
od tzw. Einsiedlerów, czyli osiedleńców.
W ten sposób w wielkim skrócie omówiłem powstanie
dzielnic i ich nazwy, które tworzyły nasze późniejsze
miasto. Do roku 1945, a dokładnie do 19
stycznia 1945, do tzw. "wyzwolenia" Zawadzkie liczyło
ok. 5 tys. mieszkańców. Centralną osią była dzisiejsza
ul. Opolska, wówczas ulica brukowana kostką
granitowa, o szerokości ok. 8m, z rowami przydrożnymi,
pięknymi klonami i jesionami po obydwu stronach
ulicy.
O traktach komunikacyjnych jakie przebiegły od zarania
powstania Zawadzkiego, opowiem w następnym
odcinku.
Tak jak zapowiedziałem, omówię w tym odcinku drogi,
trakty handlowe i komunikacyjne od początku istnienia
siedliska, do nazwy Zawadzkie.
Prawdopodobnie obecna ul. Opolska miała swój poczatek
jako trakt dyliżansowy biegnący od Berlina i Drezna
przez Poznań,. Kluczbork, Olesno, Dobrodzień przez nasze
siedlisko przez Śląsk do Krakowa.
Kiedy w latach 1750-1780 (dokładnej daty nie mogłem
niestety sie doszukać) namiestnik "Kajzera" (Cesarza
Prus) przejeżdżając dyliżansem do Krakowa, został zaskoczony
przez potężną burzę, która łamała i wywracała
drzewa na trakt, zmuszony był przerwać swoją
podróż i znaleźć schronienie.
Miejscem tym było akurat nasze siedlisko, a dokładniej
dom hrabiowskiego rusznikarza nijakiego Koronczoka.
A że ów rusznikarz był bardzo zaradny, wykorzystał
wartki strumyk wypływający z ówczesnych "bagnisk"
(okolice Nowe Łąki) do niecki w terenie, a dalej do Małej
Panwi. Niecka ta była póżniej wykorzystana przez
dyrektora Zawadzkiego do zasilania wodą powstałej
huty. Obecny staw hutniczy w samym centrum miasta.
Ów rusznikarz już wtedy napędzał swoje "tokarki"
kołem wodnym na strumyku, który swoją nazwę nosił
jeszcze nie tak dawno. Był to tzw. Koronczok Bach
(strumyk Koronczoka). Zaś dom rusznikarza i jego
warsztat stał na miejscu obecnego domu miedzy dzisiejszą
dyskoteką Kosmos, a szkoła podstawową, a jego
nazwę z tamtych czasów pamiętają do dnia dzisiejszego
starsi mieszkańcy Zawadzkiego jako KAIZROWNIA.
Drugim ważnym szlakiem komunikacyjnym była
zmodernizowana na początku lat 90-tych naszego stulecia
tzw, Żędowska Droga znana przez naszych miłośników
grzybobrania do dnia dzisiejszego. Był to
trakt handlowy, którym kupcy z Byczyny, Kluczborka,
Olesna i Wielunia skracali sobie drogę przez lasy naszego
siedliska, Żędowice, Kokotek, Tworóg na Śląsk.
Był to wygodny szeroki trakt, na którego lewym boku
wybudowano póżniej kolejkę wąskotorową przewożącą
pozyskane w naszych borach drewno do tartaków
w Kosmidrach. Trzecią ważną drogą była i jest do dziś
obecna ulica Szopena (nazwana nie dawno Chopina),
która słuzyła jeszcze kiedy nasze siedlisko miało kilka
małych gniazd wytapiających żelazo do transportu
tego dobra do Żędowickiej KLEPKI (kuźni) gdzie
przekuwano platyny, gwoździe, kotwy i inne wyroby
kute. Prawodpodobnie przy budowie naszego kościoła
św. Rodziny, korzystano z wyrobów tej kuźni. Droga
ta służyła również do transportu wozami konnymi,
cegły ze świerklańskiej cegielni i tartaku, który
mieścił się przy obecnej ulicy Kilińskiego. Droga ta nie
była jednak bardzo długa, zaczynała się w Żędowicach,
przebiegała wzdłuż obecnego kanału hutniczego (wybudowany
w okresie późniejszym) przez Świerkle,
Pustki do naszego siedliska. Dopiero w latach budowy
tzw. wielkiej huty (1836) przedłużono jej bieg
przez Klachocz do budowanej w tym samym czasie
drogi Zawadzkie-Kluczbork i Zawadzkie-Opole przez
Kolonowskie.
Do tych trzech ważnych dróg doprowadzono w
latach burzliwego rozwoju już Zawadzkiego obecne
drogi miejskie, jak ks. Wajdy, Lubliniecką, Strzelecką,
później Karola Miarki, Dworcową i inne. Podaję
nazwy obecne istniejące. Można śmiało powiedzieć,
że drogi te odegrały w następnych latach znaczšcą
rolę w rozwoju naszego miasta. Były one tak ważnymi
szlakami komunikacyjnymi i handlowymi, że
postanowiono wybudować przy nich tzw. Celnice,
gdzie pobierano myto za używanie tych dróg. Taką
najstarszą celnicą była przy tzw. Kociej Górze celnica
w pięknym drewnianym budynku, tam gdzie obecnie
stoi wybudowany "po wyzwoleniu" dom pracowników
leśnych. O tym ciekawym budynku, o późniejszej
nazwie LUDMILA i o innych celnicach opowiem
w odcinku jak to "wyzwoliciele" ogniem znaczyli swój
wjazd do Zawadzkiego.
Jak już jesteśmy w rejonie tzw. Kociej Góry gdzie
istniał wspomniany już wcześniej budynek celnicy a
później karczmy Ludmila, opowiem o inwestycjach
związanych z gospodarką wodną, które zasadniczo
tam miały swój początek. Podkreślić w tym miejscu
wypada, że nasi znani nam hrabiowie, wprowadzali
jak na tamte czasy dość ciekawe rozwiązania techniczne.
Związane to było z jednej strony z modą jaka
pojawiła się z rywalizujšcą między sobą szlachtą na
wprowadzenie tzw. Techniki, a z drugiej strony wymuszała
to sytuacja ekonomiczna w skali makro.
Taką pierwszą dużą inwestycją była budowa stopnia
wodnego na Małej Panwi koło Kociej Góry i kanału
doprowadzającego wody ze spiętrzenia do hut w
Kolonowskiem. Kanał o długości około 8,5 km należał
do ciekawych rozwiązań gdyż jego budowa wymuszona
była różnicą poziomów koryta rzeki. Mała
Panew jak wiadomo jest rzekš dość bystrą a różnice
wysokościowe koryta wodnego są znaczne. Dla
zobrazowania powiem, że różnica poziomów naszego
terenu jest taka, że pierwszy stopień schodów ratusza
w Tarnowskich Górach jest równy czubkowi wieży
Opolskiej Katedry.
Nie mierzyłem tego, ale da się
to bardzo prosto sprawdzić. Prawdą jednak jest, że po
zburzeniu jazu koryto rzeki na wysokości Zawadzkiego
obniżyło się prawie o około 1,2 m. Inwestorem
tej budowli był hrabia Filip Kolona właściciel Kolonowskich
hut, a działo się to w roku 1795. Z budową
kanału związane było wybudowanie stopnia wodnego
z jazem, którego pozostałości widoczne są do
dnia dzisiejszego patrząc z mostu na drodze do Kolonowskiego
oddalone o około 100 m po prawej stronie
widnieją wynurzające się z wody pale po tej budowie.
Zapora z jazem została zniszczona w kwietniu
1945 roku przez dwóch lekkomyąlnych sołdatów
"wyzwolicielskiej" armii radzieckiej, którzy przypadkiem
rzucili do wody ręczny granat, który spowodował
wypłynięcie na powierzchnię wody ogromnej ilości
ryb. Tak zaczęła się "zabawa" z rzucaniem granatów,
aż trafiono w przepusty jazu. Resztę spustoszenia
rzeka dokonała już sama.
Następną budowlą wodną, był wybudowany w
1836 roku kanał tzw. Hutniczy, którym doprowadzano
nadmiar wody z Żędowic do rozwijającej się huty
w Zawadzkiem. Wykorzystano dogodne zagłębienie
w terenie obok huty i po jego obwałowaniu utworzono
wystarczająco wielki rezerwuar wodny dla potrzeb
huty. Jest to obecny tzw. Staw hutniczy. W miarę
dalszego rozwoju huty, okazało się jednak, że wody
jest za mało. Postanowiono wykorzystać jako uzupełnienie,
wody Małej Panwi. Tak w 1836 r. w dzielnicy
Świerkle wybudowano dwa regulowane stopnie
wodne, które pozwalały braki w stawie uzupełnić
wodą z tej rzeki.
Była to ważna inwestycja wymagająca
nawet zatrudnienia na etacie pracownika,
którego zadaniem było pilnowanie i regulacja poziomu
wody zapinającego potrzebną ilość wody do produkcji.
Te jazy przetrwały różne kaprysy Małej Panwi,
aż do lat siedemdziesiątych naszego stulecia do
momentu kiedy wielka fala zerwała nadgryziony zębem
czasu pierwszy jaz, a w 1990 r. drugi rozebrano
w związku z budową nowego stopnia wodnego z bezpiecznym
mostem. Nawiasem mówiąc te dwa stopnie
wodne utworzyły na Świerkli piękny zalew ściągający
latem chętnych do kąpieli nie tylko z Zawadzkiego
ale również ze Śląska.
Miał też ten zalew tragiczne strony. W jego
wodach skończyła życie piękna panna z rozpaczy po
utracie ukochanego mężczyzny. Były też utonięcia
dzieci, ale o tym już nie będę pisał.
Do przyjemnych zdarzeń zaliczyć należy fakt,
kiedy już po wojnie chłopcy ze Świerkli urządzili
na wyspie miejsce do zabaw tanecznych słynnych
nawet poza granicami Zawadzkiego, które z łezką
wzruszenia wspominają jeszcze dzisiaj mamy i
babcie obecnego pokolenia.
Świat w ostatnich dniach żył informacjami o kataklizmach jakie miały
miejsce za przyczyną pięknie brzmiących orkanów KATRINA i RITA. Zjawiska takie
powodują strach, ale i refleksję, że z przyroda nie wolno walczyć. Nikt jeszcze
nie może się pochwalić wygraną w walce (poprawianiu) z otaczjšcą nas przyrodą.
A że zjawiska przyrodnicze bywają i będą bywały, zdrowo myślącego człowieka nie
trzeba pzrekonywać. W naszej strefie klimatycznej huragany i orkany są zjawiskami
na szczęście rzadkimi, ale również miały i mają miejsce.
Moje opowaidania mają
nazwę HISTORYCZNE, toteż opiszę jedno zdarzenie jakie miało miejsce w naszej okolicy
i to w niedawnej przeszłości. W 1777 roku a dokładnie 27-go lipca straszliwy orkan
zrównał z ziemią obracajšc w gruzy okoliczne wsie od Kotulina pzrez Jaryszów,
Nowogoszcze, Paczynę, Kielczę, Żędowice aż do Lublińca. Wieś Kielcza została wtedy
formalnie zmieciona z ziemi, ocalała tylko folwarczna owczarnia. Zapowaidająca się
hodowla pszczół w barciach dębowych od Świerkli aż do Kolonowskiego przestała istnieć
wraz z "DAMBOWYM LASEM", który leżał pokotem tysięcy połamanych i wywróconych dębów.
O nich wspominałem w pierwszej części, że były jakby powodem powstania naszego Zawadzkiego.
Jakby tej tragedii nie było mało, parę lat póniej ogromna powódź naniosła 2-3 metrową
warstwę piasku na leżące w tym rejonie drzewa.
Na dowód tego powiem, kiedy w 1963-64 budowano kolektor wód deszczowych od ulicy Opolskiej
pod ulicą Powstanców Śląskich aż do Małej Panwi, wydobyto 16 sztuk olbrzymich pni dębowych.
Niedowierzającym proponuję spacer na koniec kolektora, gdzie jeszcze dzisiaj leży
częściowo odkryty przez Małą Panew 8 metrowy pień.